Obóz 'Sportschule' / Reichenbach - Groß-Rosen (Arbeitslager Langenbielau I) Konzentrationslager






special for nazi
           


więcej na nowym specjalnym blogu poświęconemu temu obozowi, etc.
-------------------------------------------------------------------
more on the new special blog dedicated to this camp, etc.



!!
moja książka o mojej młodości w Dzierżoniowie dostępna --- 








1.) 

Obóz Sportschule został założony na pograniczu pól Bielawy, Pieszyc i Dzierżoniowa w 1942 roku. Od września 1944 r. obóz stanowił filię obozu koncentracyjnego Gross-Rosen pod oficjalną nazwą Langenbielau I.

Przetrzymywano tam przede wszystkim polskich Żydów, ale również Żydów z innych państw europejskich np. z Węgier czy Holandii. Od stycznia 1945 r. przywożono także nie-Żydów. Więźniów umieszczono w starych budynkach bielawskich kolonii letnich, gdzie od 1935 r. mieściła się szkoła sportowa dla młodzieży z Hitlerjugend (stąd późniejsza nazwa obozu – Sportschule).

Najemcą obozu była firma tkalnicza Christian Dierig AG z Bielawy. W czasie wojny działała ona pod nazwą Siling I i zajmowała się produkcją broni. Oprócz pracy dla Siling I więźniów zatrudniano również w innych firmach w okolicy – w Dzierżoniowie, Bielawie, Pieszycach, Niemczy, Piławie Górnej oraz w kamieniołomach w Mościsku. W Dzierżoniowie na przykład pracowali w dawnej przędzalni przejętej przez firmę Boscha przy ul. Batalionów Chłopskich 19 (300 Żydówek), w Tkalni Flechtnera przy ul. Złotej (200 Żydówek) i przy budowie fabryki wojskowej przy ul. Staszica (około 1000 Żydów). W 1945 r. więźniowie zostali oddelegowani do kopania okopów.

Liczbę więźniów, którzy przeszli przez obóz Sportschule, szacuje się na ok. 2000 osób (w rozmaitych opracowaniach podawane są liczby od 1500 do 7000). Nieznana jest liczba ofiar. Zmarłych chowano tuż obok obozu.

W lutym i marcu 1945 r. część więźniów ewakuowano do obozów w głębi Rzeszy – Porta Westfalica, Parschnitz oraz prawdopodobnie do Dachau. Pozostali na miejscu więźniowie zostali wyzwoleni 8 maja 1945 r. przez żołnierzy radzieckich.

Po wojnie na terenie obozu mieścił się PGR. Obecnie teren ten znajduje się w rękach prywatnych. Baraki obozowe zachowały się w dobrym stanie. 




dobrze że chociaż ten pomnik w lesie stoi
... dzięki dobremu losowi i paru światłym ludziom




2.) 
Sportschule (Arbeitslager Langenbielau I, znany również jako obóz Reichenbach) – niemiecki podobóz KL Groß-Rosen dla mężczyzn, znajdujący się na pograniczu Bielawy (Langenbielau) i Dzierżoniowa (Reichenbach).

Sportschule było pierwotnie obozem pracy, utworzonym w roku 1941, a 3 września 1944 roku przekształcono go w filię obozu Groß-Rosen. Obóz był otoczony drutem kolczastym, na jego terenie znajdowała się również kuchnia, lazaret i baraki dla SS-manów oraz więźniów[4], przy czym ilość baraków dla więźniów jest sporna: jedne źródła podają, że było ich 10, a inne, że ich liczba dochodziła do około 16. Sporna jest także ilość więźniów: mogło być ich 2000 bądź nawet 7000, natomiast nieznana jest liczba ofiar. Więźniami byli głównie Żydzi, pochodzący z Polski, a także Żydzi z innych państw europejskich, na przykład Węgier, Słowacji czy Holandii. Dopiero od stycznia 1945 roku w obozie lokowano nie tylko Żydów.

Sportschule był podporządkowany pod obóz kobiecy AL Peterswaldau, znajdujący się w Pieszycach. Obydwa te obozy wraz z AL Langenbielau II podlegały jednemu komendantowi, Karlowi Ulbrichtowi.

Najemcą obozu były zakłady tkalnicze Christian Dierig A.G. (które na czas wojny przyjęły nazwę Siling I i produkowały broń), ale więźniowie pracowali również dla firm Jordan (na czas wojny Siling II), Zill u. Knebich, Hansen u. Neumann, Lehmann, Spinnerei G.F. Flechtner, Telefunken, Krupp, Rebich, Richter u. Schäder (na czas wojny Blockhäuserbau), Flugzeugfabrik "Preschona", Goldschmidt oraz Radiofabrik Hagenuk. W 1945 roku więźniów zatrudniano przy kopaniu okopów. Niezdolnych do pracy wywożono do szpitala w Kolcach. Do końca stycznia 1945 roku zmarłych wywożono do obozu, a później grzebano na miejscu. W lutym tego samego roku część więźniów zostało przeniesionych do KL Dachau. 8 maja 1945 roku więźniów Sportschule wyzwolili żołnierze radzieccy. 





3.) 

Niemiecki obóz pracy "Sportschule" został założony na pograniczu pól Bielawy, Pieszyc i Dzierżoniowa w 1942 r. (inne źródła podają 1941 r.) - zbudowano 14 dwukondygnacyjnych baraków dla ok. 1200 osób. W obozie przetrzymywano Żydów zatrudnionych przez organizację „Schmelt”. Od września 1944 r. obóz stanowił filię obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen pod oficjalną nazwą AL (Arbeitslager) Langenbielau I. Nazwa Sportschule pochodziła od tzw. "Szkoły Sportowej" hitlerowskiej organizacji paramilitarnej SA założonej tutaj w 1935 na miejscu młodzieżowego ośrodka kolonijnego.. Prowadzono tu szkolenie wojskowe młodzieży z Hitlerjugend, omijając ograniczenia Traktatu Wersalskiego. Indoktrynowano tu młodzież i przyuczano do pracy w charakterze straży obozowej. W latach 1938-1942 była tu szkoła lotnicza Luftwaffe.

Po przekształceniu obozu „Schmelt” na część / filię obozu koncentracyjnego Gross-Rosen podzielono obóz na dwie części - męską dla 2000 więźniów i żeńską dla 800 więźniarek. W obozie przetrzymywano przede wszystkim polskich Żydów, ale również Żydów z innych państw europejskich np. z Węgier czy Holandii. Od stycznia 1945 r. przywożono także nie-Żydów. Najemcą obozu była firma tkalnicza Christian Dierig AG z Bielawy. W czasie wojny działała ona pod nazwą Siling I i zajmowała się produkcją dla firmy Bosch (alternatory i zapłon dla pojazdów pancernych). Oprócz pracy dla Siling I więźniów zatrudniano również w innych firmach w okolicy – w Dzierżoniowie, Bielawie, Pieszycach, Niemczy, Piławie Górnej oraz w kamieniołomach w Mościsku. W Dzierżoniowie na przykład pracowali w dawnej przędzalni przejętej przez firmę Boscha przy ul. Batalionów Chłopskich 19 (300 Żydówek), w Tkalni Flechtnera przy ul. Złotej (200 Żydówek) i przy budowie fabryki wojskowej przy ul. Staszica (około 1000 Żydów). W końcu 1944 r. do obozu przeniesiono część więźniów z obozu w koncentracyjnego w Słońsku. W 1945 r. więźniowie zostali oddelegowani do kopania okopów.

Liczbę więźniów, którzy przeszli przez obóz Sportschule, szacuje się na ok. 2000 osób (w rozmaitych opracowaniach podawane są liczby od 1500 do 7000). Nieznana jest liczba ofiar, ale udokumentowane są przypadki zabójstw więźniów przez pobicie za np. próbę wyniesienia jedzenia z kuchni. Zmarłych i zamordowanych chowano tuż obok obozu zasypując doły wapnem.

W lutym i marcu 1945 r. część więźniów ewakuowano do obozów w głębi Rzeszy – Porta Westfalica, Parschnitz oraz prawdopodobnie do Dachau. Pozostali na miejscu więźniowie zostali oswobodzeni 8 maja 1945 r. przez żołnierzy Armii Czerwonej.

Po wojnie na terenie obozu mieścił się PGR (świniarnia). Baraki obozowe zachowały się w dobrym stanie, choć można uznać że zostały sprofanowane !!

Przed 1945 r. obóz znajdował się w granicach administracyjnych Bielawy. Obecnie w Pieszycach przy ul. Parkowej, będącej przedłużeniem dzierżoniowskiej ulicy o tej samej nazwie. Dojście dawną drogą od strony Bielawy (ul. Ceglana), za oczyszczalnią ścieków, jest możliwe tylko pieszo.


/SyG oraz moose za: Zegenhagen E., Langenbielau [aka Reichenbach, Reichenbach Sportschule], [w:] The United States Holocaust Memorial Museum Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933–1945, red. G. P. Megargee, t. 1, Bloomington 2009, ss. 759-760. /




Komitet Byłych Więźniów obozu pracy Sportschule skupiał polskich Żydów, którzy w czasie II wojny światowej byli więźniami obozu Sportschule/Langenbielau I, filii KL Gross-Rosen, znajdującym się na pograniczu Bielawy i Dzierżoniowa. W skład Komitetu wchodzili m.in. Szymon Bielecki, Jakub Rozenberg, Jakub Eizenberg, Mojżesz Linkowski. Organizacja ta powstała zaraz po wyzwoleniu w maju 1945 r. Miała przede wszystkim na celu koordynowanie pomocy dla byłych więźniów. Jej działacze utworzyli później Komitet Żydowski w Dzierżoniowie.



ślad na murze jednego z bloków obozowych
w tym roku jacyś kiepsko rozgarnięci zdecydowali z obozu zrobić świniarnię



                                                    special for nazi






Po wojnie na terenie Sportschule znajdował się (o zgrozo!!) PGR / Świniarnia - co tylko dowodzi, że miastem rządzili jacyś komuch-ciemniacy bezlitośnie bezczeszczący miejsce cierpień i zbrodni wojennych !! No bo hotel robotniczy to nie był ... 


***

Mniejszy obóz z takimi samymi blokami (3) obozowymi znajdował się w Dzierżoniowie Dolnym przy ul. Brzegowej 151. W tym miejscu zorganizowano schronisko dla zwierząt.

Wszystko to jest (jak dla mnie) max dziwaczne i nie godzę się na to w ciszy i milczeniu !! Obozy te są totalnie zaniedbane jako miejsca wojennych zbrodni hitlerowskich. Nie ma w ich pobliżu nawet tablic pamiątkowych czy tablic objaśniających historię tych miejsc. 
TO GRUBA NIEGODZIWOŚĆ ... Z tym koniecznie należy coś zrobić. Tak nie może być. 
TO MÓJ APEL DO 'WŁADCÓW' DZIERŻONIOWA, ITP. !!

Większy obóz to totalna ruina i nawet nie ma tam drogi dojazdowej. No bo to co jest można nazwać jeno torem przeszkód i niszczenia zawieszenia w aucie. 

Ten mniejszy na Brzegowej odnowiono za grube pieniądze i wygląda teraz jak jakaś super nowinka deweloperska Dzierżoniowa. Ma nawet specjalną "gwiazdorską" tablicę przy wejściu - TYLKO NIE TAKĄ KTÓRA OD DAWNA POWINNA TAM STAĆ !!



... kliknij w foto aby powiększyć ...







                                                     special for nazi



ZOBACZ:
Dzierżoniów, obozy na ziemi dzierżoniowskiej we wspomnieniach więźniów
Fragment tablicy znaleziony w latach '60 na terenie byłego obozu "Sport Schule".  "Składowisko biochemicznych prepa(ratów) ze specjalistycznego laborato(rium) Bio Labor. Wr(ocław)". 








Robię co potrafię w tej sprawie - aby to nagłośnić i może zawstydzić z lekka tych, którzy o tych miejscach zapomnieli, źle i niegodziwie je traktują. Wierzę, że kiedyś się poprawią ... 
Wierzę, że kiedyś wszystkie popełnione w tej sprawie błędy zostaną naprawione.


Jako ziomek, który mieszkał w Dzierżoniowie całe dzieciństwo aż do 20 roku życia i który sentymentalnie miasto regularnie odwiedza zauważam, że robi się w nim dużo dobrego. 
Obóz - właściwie dwa obozy i ich traktowanie pozostaje jednak niczem wrzód na zdrowym 
organiźmie miasta.

Już jako dzieciak (10-12 lat) zauważałem niegodziwość okrutną. Chodziliśmy pod pomnik w lasku składać kwiaty, itp., a obok kwiczały tysiące świń "zamieszkujących" bloki hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w którym męczono i mordowano ludzi. Pomnik i świniarnia czyniły spory zgrzyt 
w umyśle dzierżoniowskiego smarka. Już wtedy wiedziałem, że tak nie wolno. No ale kto by tam podskoczył reżimowi 'prl' w latach '60.

Boleść tym większa, że Polska dawno wolna (30 lat) od tępych komuchów. Wojna odchodzi 
w zapomnienie po 75 latach od jej zakończenia, a w Dzierżoniowie nadal pozostają sprawy nie naprawione !! 

Przede wszystkim ten teren i bloki powinny zmienić właściciela na miasto czy muzeum miasta 
+ nieliczna już dziś gmina żydowska oraz organizacje pochodne. W tych blokach wcale nie musi coś być. Wystarczy, żę będą stać puste - przywrócone do stanu z roku 1945 - szczególnie wewnątrz.

Tak przy okazji ...
Czy ktoś przy zdrowych zmysłach wyobraża sobie świniarnię w Auschwitz ?! A przecież to to samo !! W Auschwitz zamordowano więcej ludzi, a tu mniej. No ale zaplanowane / zorganizowane ludobójstwo to ludobójstwo i nikt nie będzie tego niczem buchalter rozliczał na "sztuki" ! 

TAKIE MIEJSCA POWINNY BYĆ JEDNAKOWO TRAKTOWANE Z NALEŻNYM OFIAROM SZACUNKIEM I POWAGĄ ...

Wysłałem listy do dzierżoniowskich władz i mediów. Póki co odpowiedział jedynie dyrektor miejskiego muzeum Pan Henryk Smolny.

cytujemy:


... kliknij w foto aby powiększyć ...







A oto odszukana przeze mnie historia więźniarki tego obozu (Sportschule/Langenbielau I, filii KL Gross-Rosen) - fragmenty (niekompletne) jej książki na ten temat.
-------------------------------------
Here is the story of a prisoner of this camp, which I found (Sportschule/Langenbielau I, branch KL Gross-Rosen) - excerpts (incomplete) of her book on the subject.



Publisher: Schreiber, Shengold Publishing; First edition (January 1, 1995)











Mad as it may sound, there was a funny side even in Auschwitz, " writes Eva Salier.

In fact, Salier credits her sense of humor with helping her survive the death camps.

The New Jersey mother wrote about laughter in hell 37 years ago in her memoir, so her then-10-year-old son would know what concentration camps had been like.

This Tuesday, Salier will share those memories at a Hadassah meeting in Berkeley and discuss how she came to write "Survival of The Spirit," a Holocaust memoir for teen and pre-teen readers.

Not long after she wrote the memoir for her son, Salier put it in a drawer and forgot about it for more than three decades. Last year, it was issued by Shengold Publishers of New York.

The story reflects on Hitler's rise, Germany's betrayal of the Jews and the post-war public's indifference and ignorance of what happened to the Jews, Salier said.

When she addresses the Hadassah meeting, "I want to say that the good friends you have one day can the next day be your enemies."

The book itself, however, highlights the therapeutic role comedy played amid the Holocaust. Salier fondly recalls those whose senses of humor made life bearable — her friend Floortje, the camp clown, and even one of her camp commanders, Reinecke.

In the camps, laughing usually invited punishment or death. But having a sense of humor was critical, she said.

It literally saved her life. In 1940, in Germany, she was first rounded up to be shipped to a concentration camp. But she giggled while her papers were being processed. The officers sent her to a corner behind a door and then forgot about her. As a result, she did not go with 499 other teens to their extermination at Mauthausen and Ravensbruck.

She didn't land in the camps until 1943, when she was useful enough to be kept alive as slave labor.

Salier was born in Germany in 1923 and passed a reasonably pleasant childhood in the suburb of Horchheim, near Koblenz on the Rhine.

The Nazis came to power when she was 12. Biology classes at her school were replaced by classes in "race science." Teachers and students referred to all the Jewish children in school as "the weeds."

After her father died, Salier escaped the Nazis by moving in with relatives in Amsterdam. Her mother joined her two years later.

Her mother "really wanted to get out of Europe but our Dutch family persuaded her to settle there," Salier said. "`Why not?' they asked. Nothing was going to happen there."

But in 1943, when the Nazis were rounding up the Jews in Amsterdam, her luck ran out. Salier was sent to Vught, the concentration camp of the Netherlands, 33 miles from the German border. She and other prisoners were shuttled around from camp to camp, including Auschwitz, working at a series of factories.

She was liberated at Hamburg in 1945. A year later, she moved to New Jersey, where she got married and had two sons.

But she found that people in America either didn't believe her stories about the camps, or they simply didn't want to hear them.

"There was no Eli Wiesel, no Holocaust museum," Salier said. "I came into a vacuum there, and I wanted to say, `Look, this has happened.'"

She also wanted to tell her sons how to survive with inner strength, self-reliance and an ability to laugh during the worst of times.

"I felt strongly that my sons should, in time, come to know and understand as fully as possible those years which interrupted my life and why I, their mother, was sometimes different from other mothers."









... klick on the pix to enlarge ...



one of the block they / communists rebuilt for apartments in '60



... klick on the pix to enlarge ...































old pix


... click on the pix to enlarge ...



fire in the camp










W 1957 roku reżyser Andrzej Munk nakręcił w tym obozie 
kilka scen swojego filmu "EROICA". 
Do tego celu odnowiono kilka bloków, ogrodzeń, chodników, itp.



aktorzy i statyści na obozowym planie filmu








Epizod ze Sportschule

https://doba.pl/ddz/artykul/epizod-ze-sportschule-w-bielawie/34431/0


 {cytat wartościowego historycznie materiału}

Mamy w okolicy Bielawy / Dzierżoniowa / Pieszyc obóz nazywany Sportschule, który obecnie położony jest co prawda na terenie Pieszyc, ale historycznie przynależał do Bielawy, a jedyny sensowny choć utrudniony dojazd jest z dzierżoniowskiej ul. Kilińskiego. Stanowił część obozu Gross-Rosen i był miejscem strasznym.

W tym obozie szkolono późniejsze zbrodniarki wojenne w tym jak traktować więźniów.  Znamy kilka nazwisk kobiet, które „przeszkolono” w tym obozie. Jedną z nich jest Ilse Forster. Ilse urodziła się w 1922 roku w Nowej Soli, w dniu wybuchu II Wojny miała 17 lat. Młody wiek nie przeszkodził jej stać się jedną z bardziej znienawidzonych strażniczek w obozach III Rzeszy. Karierę w SS rozpoczęła w sierpniu 1944 roku, od 6 tygodniowego szkolenia w obozie Sportshule w Bielawie, po czym została skierowana do nadzorowania pracy więźniów w Zielonej Górze, następnie pracowała w KZ Guben i Bergen-Belsen. Oskarżona za zbrodnie popełnione w tym obozie została skazana na 10 lat więzienia.

Wyjątki z protokołu przesłuchania podczas procesu:

- Czy dużo więźniów przychodziło do kuchni i próbowało kraść jedzenie?

- Dużo. Na początku zabroniłam im przychodzić, a jeśli nie byli posłuszni biłam ich rękami, a czasem kijem.

- Czy Regina Białek pracowała w twojej kuchni?

- Tak, pracowała.

- Zeznała, że często widziała, jak bijesz innych więźniów z grubym kijem. Czy mogła to zobaczyć?

- Tak, gdyby opuściła pracę przy kotłach i stanęła przy drzwiach, mogła to zobaczyć. Ale nigdy nie biłam więźniów do utraty przytomności. Oni potem uciekali.

- Czy wyciągałaś więźniów z kuchni do innego pokoju i biłaś ich tam?

- Nie. Kiedy kogoś biję, robię to tak, żeby wszyscy widzieli.

- Czy widziałaś kiedyś, żeby Hila Lippmann kogoś uderzyła?

- Nie. Ona była kapo w kuchni.

- Mówi w swoim zeznaniu, że dwa lub trzy razy dziennie zabierasz kobiety do małego biura przylegającego do kuchni i bijesz je gumową pałką.

- To nie jest prawda.

- Ehlert w swoim oświadczeniu mówi, że słyszała, że ​​ty i Frieda Walter często biłyście więźniarki bez powodu.

- To nie jest prawda.

- Czy Wenzel kiedykolwiek zgłosił cię do Ehlerta za bicie więźniów?

- Ehlert przyszedł i spytał mnie, jak sobie radzę, i powiedziałem, że ludzie znowu kradną i znaleźliśmy u nich dużo cukru, mięsa i chleba. Powiedziałem mu, że pobiłam tych więźniów. Nigdy mu nie mówiłam, że bicie więźniów mnie podnieca.

- Świadek Litwinska, zidentyfikowała cię i oskarżyła o zabicie młodej dziewczyny.

- Nie zrobiłam tego. Ona przyszła następnego ranka i znowu pracowała w kuchni.

- Jakie były relacje między Pichenem, a więźniarkami w kuchni nr 1?

- Czasami bardzo intymne.

Oprócz Ilse, w Bielawie „szkoliły się” Klara Opitz (uniewinniona z braku dowodów), Frieda Walter (skazana), IreneHaschke (skazana), Gertrude Fiest (skazana) i wiele innych.

Ofiary bielawskiej filii obozu spoczywają w anonimowych dołach z wapnem w laskach na polach.  Nie mam pojęcia co trzeba mieć w głowie, aby 30 lat później nocami wykopywać to wapno z rozpuszczonymi zwłokami i budować z niego domy. Żaden kryzys tego nie tłumaczy. Nie mam pojęcia dlaczego zabudowania obozu przekwalifikowano potem na świniarnię i dlaczego obecnie nie jest on chroniony.

Temat budzi we mnie spore emocje i nie potrafię o nim chłodno pisać. Cisną się słowa, których nie powinno się publicznie używać, ale bez nich język polski w tym przypadku jest zbyt ubogi, aby oddać sprawiedliwość.

Zdjęcia pochodzą ze strony obozu Bergen-Belsen. Na pierwszym jest Ilse Forster podczas procesu, na drugim Ilse z „koleżankami”, na trzecim „koleżanki” przymuszone po wyzwoleniu obozu do grzebania pomordowanych.

Rafał Januszkiewicz

... click on the pix to enlarge ...









inny dokument i wspomnienie




As the 8th of May 2025 was approaching, an idea started forming in my head. I wanted to be at the very place where my father, Josef Lewkowicz, had been liberated 80 years earlier. It was the beginning of a new life for him after more than two years incarcerated in six concentration camps, he had just turned 17.

Although we had travelled to Poland together before and he had shown me where he grew up and where he lived (and was hidden) in the ghetto of Chrzanow, and we had visited Auschwitz, where his mother was murdered, he had not shown me the places where he worked as a slave labourer, together with his father Moses and brother Perec, from spring of 1943, when he was captured and sent to the Sosnowice transit camp, until the 8th of May 1945.   

When we talked about his experiences during the war in daily conversations, these places remained abstract, he mentioned that he worked for German industries and that the camps he stayed in were smaller labour camps. The details and locations of these camps remained vague for me.

So I was rather surprised when I realised in preparation for the trip to find the remnants of these camps, to find out that they all were in relative close vicinity to Wroclaw, then the German city of Breslau. Reading and learning more about these labour camps, I realised there was a reason for this. The camps were all part of ‘Organisation Schmeldt’, which brought mostly Jewish prisoners to work as slave labourers to the vicinity of German industries. My father was incarcerated first in Markstadt, (today Jelcz-Laskowice), and was sent every day to work in the huge Kraftborn electricity plant (today Siechnice). In his last camp, called Reichenbach-Sportschule, he worked as a slave labourer at  Siemens in the town of Reichenbach. That camp was a sub-camp of Gross-Rosen and that was where he was liberated. I wanted to be as close to the location of that camp as possible, to mark the 80th anniversary of his liberation in 1945.

While I managed to ascertain that the town of Reichenbach is now called Dzierzionow, I could not find out much more online about the Reichenbach Sportschule camp. There was only one site which mentioned the camp and had some information and some photographs listed. It was a blog site by Janek  Pawul, who grew up on Dzierzionow and who became a well-known DJ in Poland. I knew that it would be very difficult to find any traces of the camp by myself, so I wrote an e-mail to the e-mail address given on Jan’s blog site, saying that I was planning a visit and asking if it was possible to meet. I was positively surprised when I had a reply from Jan a few hours later, saying that he would be delighted to meet us and that he was happy to travel to Dzierzioniow from Katowice, where he lives today. He did not know at that point that my father came from Katowice and that that was the city he returned to after being liberated. We arranged to meet in the centre of Dzierzionow in a few weeks’ time.

On the 8th of May in the morning, we set out from Wroclaw to the arranged meeting place in Dzierzionow and met Jan, who was already waiting for us. I was grateful that he was willing to share his knowledge and show us the location of the camp. We followed his car and a few kilometres outside the town, we turned into a small road which took us to an abandoned piece of land, secured by two fences. We could see the old barracks and something which looked like a watch towner. I did not expect this, I did not expect the barracks to be still there today. I did not expect to find the fence which my father described in his interview for the Shoah Foundation in 1996. It made his experiences of 80 years ago so very tangible. It felt important to place his memories here and to read an excerpt from his memories here, his voice mediated by my voice and translation.

He describes his arrival as follows:

‘We were in the fortunate position that they still needed us for work, we were still needed for the German final victory. Of 1,300 people, 500 were sent to Auschwitz. The rest, which included myself, my brother, and father, were sent to the Reichenbach-Sportschule concentration camp. The SS was already waiting for us there.We had to strip naked and then they took us to a delousing facility. After the delousing, they put us in barracks that had been built there. They were not wooden barracks. Everyone was assigned to a different Block.  among ourselves. I was in the fifth Block, my father was in the seventh Block, and I think my brother was in the ninth Block. We had the same work as in the previous camp, because it was all in same vicinity. My brother worked in the brickworks, and I continued to work at Siemens in Reichenbach, doing construction work. My father continued to work in the camp as a potato peeler’.

My father’s recollections make me understand how these barracks have survived until today, as there were not made from wood and the whole complex was used as a pig farm after the war. During our visit we met a woman who grew up here and her parents had worked as pig farmers on this site. She thought that at least one of the barracks could be converted into a museum to tell the story of the camp. Although there is a small memorial in the nearby forest for the people who died in the Reichenbach-Sportschule camp, there is no sign or explanation on or near the site.

In total, my father stayed for about nine months at the Reichenbach - Sportschule camp. He told the story of liberation in his interview but he also talked about it many other times. It is a story of hope for a better life, which started when the SS commandant called all the prisoners to come to the assembly point.   

Here is the story in my father’s words:

‘SScamp commandant Ulrich called all the prisoners on the 7th of May, all 860, to the assembly square and said to us: “We are leaving tomorrow and you will be free men. We are leaving.” And he asked the Jewish elder to tear off his epaulettes, as a symbolic gesture. The next day, the SS were gone. And we stayed in the camp. The camp was outside the city and we did not know what to do. The Germans had left but the Russians had not arrived. Everyone was afraid to go out. It was decided that a boy should go out first and the choice fell on me. I was lifted across the barbed wire and made it to the main road, where I saw a Soviet army column coming my way. I looked them and they looked at me, I was still the striped uniform from the camp. I found one officer who understood some Yiddish and told him about our camp. He them diverted the whole column to the location of the camp and that's how we were liberated. I can remember something else. When we were liberated, the Soviet officer in charge, said to us:“Can you bring me a table? We thought he was going to distribute food or something. He climbed onto the table in the middle of the assembly square and said: “Can you see the sun? We all looked up at the sun. The he continued: “Today the sun has come to you.” And that was it.

My father describes that he, his brother, and father shortly after the liberation went into the town of Reichenbach and settled in an empty house, which had belonged to a German family who fled Reichenbach, where they recuperated.

When I asked him in the interview what liberation felt like, he replied:

‘It is hard to describe that feeling. Of course, it was a feeling of happiness. You got out and you are free. You do not need to think about death every minute of the day’. 

Standing on the edge of the barracks on a spring day in 2025, I feel very grateful that my father, his brother and father survived the terrible conditions in the five labour camps they were sent to and managed to stay alive until they were liberated by the Soviet army here in this very place, 80 years ago, and were able to start the journey of re-building their lives in May 1945, sadly without Josef’s mother Regina who was murdered in Auschwitz.

Thank you to Janek Pawul for having created a blog with photos and information on the little known history of the Reichenbach-Sportschule camp and for taking the time to show us around and share your knowledge.

 

Dr Bea Lewkowicz, May 2025


 

Dr Bea Lewkowicz and Janek Pawul, outside the site 
of the former Reichenbach-Sportschule camp, 8 May 2025. ©Malcom Miller


 
Dr Bea Lewkowicz holding a photograph of her father, aged 17/18. ©Malcom Miller







(C) copyright
Proszę przesyłać uwagi, sugestie, propozycje zdjęć i tekstów bezpośrednio na adres:   pawul70@gmail.com                                                                                                        
Autor bloga dołoży wszelkich możliwych starań, aby prezentowane treści były prawdziwe oraz nie naruszały rzeczywistych praw osób trzecich, w tym praw autorskich (jeśli zostaną ujawnione, będą znane). 

Zważywszy jednak jak działa światowy internet, itp. należy brać pod uwagę fakt, że często nie można powyższego zagwarantować. Dlatego błędne informacje – brak autorstwa fotografii, tekstów, dokumentów, itp. ujawnionych na tym blogu nie mogą być podstawą jakichkolwiek roszczeń bez uprzedniego kontaktu z autorem celem ustalenia faktów, itp. 


**********************************************************

Please send comments, suggestions, photo and text suggestions directly to the following address: pawul70@gmail.com

The author of the blog will make every effort to ensure that the presented content is true
and did not infringe the actual rights of third parties, including copyright (if any disclosed will be known).

However, considering how the global internet works, etc., it should be taken into account that this often cannot be guaranteed. Therefore, incorrect information - the lack of authorship of photos, texts, documents, etc. disclosed on this blog cannot be the basis for any claims without prior contact with the author to establish the facts, etc.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz